Komunia na rękę
Prymas Polski kardynał Józef Glemp zezwala od Wielkiego Czwartku 2005 r. na
przyjmowanie Komunii świętej na rękę
►. Ta wiadomość podawana przez media jest
powodem z jednej strony do zmartwienia katolików a z drugiej – do komentarzy na
temat „unowocześnienia” Kościoła, w czym celują oczywiście media laickie.
Wszyscy wiemy, że od lat w środowiskach katolickich toczy się dyskusja na temat
celowości wprowadzana tego sposobu przystępowania do Komunii świętej.
Przyjrzyjmy się najpierw (w niezbędnym skrócie) argumentom zwolenników „Komunii
na rękę”. Zasadniczo daje się je sprowadzić do dwóch.
Pierwszy z nich to argument ze „starożytności”. Wiąże się on z hasłem
„powrotu do Pierwotnego Kościoła”. Samo w sobie to hasło nie wnosi nic nowego i
wielokrotnie było używane i nadużywane, chociażby przez zwolenników różnych
reform, które zasadniczo kończyły się powstaniem nowych sekt. Tak było w
przypadku waldensów, albigensów czy Lutra i husytów. Hasło „powrotu do źródła”
samo w sobie jest niebezpieczne, gdyż dotyczy Kościoła. Kościół bowiem jest
stróżem „źródła”, stróżem tradycji, stróżem depozytu wiary. Być stróżem źródła
oznacza tak dbać o nie, by nie wyschło. Nie oznacza to jednak stać nad nim i
pilnować by nie zmieniło nigdy szerokości otworu, z którego bije. Ani dbać, by
ilość wypływającej wody się nie zmieniała. W przypadku Kościoła dbanie o
„źródło” oznacza także zwiększenie jego wydajności. Inaczej rzecz biorąc –
ogarnięcie coraz to większej ilości ludzi Światłem Ewangelii i Miłością, którą
jest sam Chrystus w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
Powstaje pytanie – czy ze Źródła, jakim jest Najświętsza Eucharystia będzie się
czerpać bardziej obficie, jeśli będzie podawana „na rękę”. Dotyczy to w
szczególności naszych polskich warunków i naszej tradycji.
Wracając do argumentu „ze starożytności” przypomnijmy, że cytuje się zawsze
słowa samego Pana Jezusa i świadectwo św. Cyryla Jerozolimskiego. Jeśli chodzi o
słowa Pana Jezusa, zwolennicy „Komunii na rękę” podkreślają zwrot „bierzcie i
jedzcie”. To słowo „bierzcie” ma być decydującym i świadczyć o tym, że wolą
samego Chrystusa jest branie Hostii do ręki. Jest to nieuczciwa argumentacja,
ponieważ jak wiadomo w Piśmie Świętym zachowane są cztery teksty, przekazujące
słowa Chrystusa Pana przy ustanowieniu Eucharystii i te teksty się różnią między
sobą. Słowa konsekracji nie są dokładnym powtórzeniem żadnego z nich.
I tak św. Łukasz podaje: Następnie wziął chleb i odmówiwszy dziękczynienie
połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje... (Łk 22,19), u Mateusza jest
owszem Bierzcie i jedzcie..., (Mt 26,26), a u Marka: Bierzcie, to jest
Ciało moje... (Mk 14,22). Nikt chyba nie pomyśli po zacytowaniu tego
ostatniego tekstu, że należy Eucharystię tylko brać! Ostatni z tekstów,
zachowanych w Piśmie Świętym, to 1Kor 17, 24. Oto jak pisze św. Paweł: ...
wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: To jest Ciało moje za was
wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę! Widać, że gdyby podejść literalnie do
tych tekstów, pojawiłby się nie lada kłopot z wyciągnięciem właściwego wniosku
co do konkretnych wskazówek Pana Jezusa. Kościół wiedząc, że Chrystus sobie
życzy, by Jego Ciało było pokarmem dla duszy ustanowił formułę konsekracji, w
której zawarta jest treść słów Chrystusa, ale nie jest ona dosłownym
zacytowaniem żadnego z przypomnianych wyżej tekstów. Słowa konsekracji są
częścią tzw. dużego kanonu, który jest zasadniczo najważniejszą i niezmienną
częścią Mszy świętej. Tak jak mówi Sobór Trydencki: Kościół katolicki
ustanowił przed wielu wiekami kanon święty,... kanon jest wolny od jakichkolwiek
błędów na tyle, iż nie zawiera w sobie nic, co nie tchnęło by w najwyższym
stopniu wonią świętości i pobożności, co nie podnosiło by ku Bogu ducha
ofiarujących. Składa się bowiem zarówno ze słów samego Pana, jak też z podań
apostolskich i z pobożnych ustaw świętych papieży. (sesja IV)
Należy tu koniecznie nadmienić, że kanon z wiekami też ulegał pewnym
transformacjom, jednak jego forma od początku V wieku do Reformy Liturgicznej
Pawła VI była prawie niezmienna. Reforma Pawła VI wprowadziła pewne zmiany,
między innymi głośnie czytanie słów konsekracji i zmiana w samych słowach
konsekracji. Podaję te szczegóły, by podkreślić, że nie można powoływać się na
pierwotne zwyczaje w Kościele, bo możemy dojść do absurdu. Szukając w ten sposób
początków można na przykład zaproponować uczestnictwo we Mszy świętej na leżąco,
wszak Apostołowie spożywali wieczerze na sposób rzymski. Kolejne powołanie się
na starożytność to tekst św. Cyryla Jerozolimskiego. Brzmi on następująco:
Podchodząc nie rozciągaj płasko ręki i nie rozłączaj palców. Podstaw dłoń lewą
pod prawą niby tron, gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej dłoni przyjmij Ciało
Chrystusa i powiedz: Amen. Nie ulega wątpliwości, że ten tekst świadczy o
tym, że istniał w Kościele taki moment, gdy przyjmowano Komunię świętą na dłoń.
Tylko znowu powstaje pytanie – czy konieczne jest powracanie do zwyczajów
pierwszych wieków. A jeśli tak, to które zwyczaje przyjąć, a które odrzucić? I
jakie by były przesłanki przyjęcia jednych a odrzucenia drugich? Na przykład jak
zaświadcza koncylium w Auxerre (ok. 578): Niewiastom nie wolno brać
Eucharystii w gołe ręce. Z tego tekstu wynika, że w Galii zwyczaj podawania
Komunii do ręki istniał do bardzo późnych czasów – wszak VI wiek, to nie
pierwsze wieki, ale za to kobiety nie mogły przystępować do komunii tak jak
mężczyźni. Dalej tekst wyjaśnia, że każda niewiasta powinna posiadać swoje
dominicale, coś w rodzaju płótna, którym okrywała ręce. Gdyby nie miała, nie
mogła przystąpić do Komunii aż do następnej niedzieli. Mężczyźni zaś przykrywali
ręce obrusem ołtarzowym. Zwyczaje w zależności od miejsca bywały różne. W
pierwszym wieku mszę celebrowano tylko w niedziele. W II wieku jest coraz więcej
świadectw do sprawowania Mszy św. w tygodniu, w niektórych prowincjach pojawił
się też zwyczaj zabierania ze sobą chleba eucharystycznego do domów. Początkowo
chodziło o zaniesienie Komunii chorym, z czasem zaczęto zabierać „na zapas” i
spożywać w ciągu tygodnia. Te wszystkie zwyczaje szybko wygasły i głównie z
jednego powodu. Dochodziło do nadużyć. Chleb eucharystyczny podawano zwierzętom,
traktowano Go trochę jako środek magiczny.
Czy mamy powrócić do sprawowania Mszy św. tylko w niedziele? Albo zabierać
święte Hostie do swoich domów?
Cytuje się, jak wspomniałam, tekst św. Cyryla, ale szerokiemu ogółowi nie jest
znany tekst Tertuliana: Są chrześcijanie, którzy dotykają Ciała Pańskiego
tymi samymi rękoma, którymi robili figury demonów. W czasach Tertuliana już
zaistniał wyraźny przepis umywania rąk, a gdzie niegdzie również i twarzy. W
czasach św. Augustyna prawdopodobnie też podawano Komunię do rąk. Obowiązywał
jednak rygorystyczny przepis oddania hołdu Eucharystii przed przyjęciem.
Najczęściej przyklękano. Zwyczaj przyjmowania Komunii na rękę utrzymał się aż do
VI wieku na Zachodzie (to nie takie same pierwsze początki), a na wschodzie
nawet do VIII wieku. Na marginesie warto wspomnieć, że pojawiały się w tym
czasie przeróżne naczynia, które wkładano sobie w ręce, by przyjęć Ciało
Pańskie. W zależności od zamożności wiernych były to naczynia złote, srebrne lub
z bardzo pospolitego materiału. To wszystko jednak ostatecznie ustało i już w XI
wieku mamy świadectwa o tym, że tylko kapłani i diakoni mogli otrzymać podczas
Mszy św. uroczystej biskupa Komunię do ręki. Pozostali zaś otrzymywali do ust.
Powstaje zatem kolejne pytanie: Dlaczego nie mówi się o tym, że zwyczaj
podawania Komunii na rękę nie jest przynależny tylko Kościołowi pierwotnemu? Być
może zburzyłoby to obraz „powrotu do źródeł”?
Od najdawniejszych czasów Komunię udzielano wiernym przy specjalnych
balustradach, zwanych powszechnie balaskami. Te ostatnie powstały właśnie by
zabezpieczyć Komunikant przed upadkiem. Potem na nich mocowano białe obrusy,
istniały one w naszych kościołach jeszcze kilkanaście lat temu. Dlaczego nie
powrócimy do balasek? Były przecież powszechne w czasach, gdy podawano Komunię
na rękę. Albo nie powrócimy do postu eucharystycznego, rozpoczynającego się w
wigilię dnia przyjęcia Komunii i trwającego aż do Jej przyjęcia?
Zrezygnowano z udzielania Komunii na rękę głównie, by uchronić Chrystusa
Eucharystycznego przed zniewagami. Zniewagi zdarzały się i w czasach
starożytnych, choć trzeba podkreślić, że w mniejszym stopniu niż dzisiaj. Działo
się tak, dlatego, że nawet ci, którzy nie byli w pełni chrześcijanami i nieraz
hołdowali bożkom mieli duże poczucie sacrum. Zdarzało się jednak umyślne
profanowanie Hostii przez jawnych wrogów Chrystusa, których nigdy nie brakowało.
Teraz to niebezpieczeństwo wzrosło wielokrotnie, poczucie sacrum bowiem nie jest
już powszechne.
Kolejne pytanie, które się nasuwa: Czy Prymas Polski nie jest zawiadamiany o
kolejnych nadużyciach i o profanacjach Hostii? O kradzieżach Hostii
konsekrowanych z tabernakulów lub też kradzionych przez udających przyjmowanie
Komunii? Głośno o tym wśród wiernych. Wiadomo bardzo dobrze, że Hostie są
wykradane w celu dokonywania obrządków satanistycznych. Wiadomo nawet, że mają
określoną cenę na rynku! Wydawałoby się, że tym bardziej powinno się ustalać
takie zwyczaje, które nie narażają Najświętszego Ciała na świętokradztwo.
Polska została ochrzczona i rozwijała się w katolicyzmie w wiekach średnich.
Jest to czas największego rozkwitu Kościoła, czas katedr gotyckich i zakonów
żebraczych. Czas, w którym herezje waldensów i albigensów przestają truć dusze
ludzkie. W tym czasie nikt nie przyjmował już Komunii na rękę. Podawano Ją do
ust wiernym, którzy w najgłębszej czci klękali przy balaskach. Polska wychowała
się do wielkiej czci dla Najświętszej Eucharystii. I zawsze była świadkiem
Chrystusa przez swoją miłość do Najświętszego Sakramentu. Wraz z decyzją Prymasa
te czasy się kończą.
W tym miejscu wypada wspomnieć o drugim argumencie zwolenników „Komunii
na rękę”. Jest to argument z dojrzałości chrześcijańskiej. Według nich
postawa klęcząca, to postawa niewolnicza, wyrażająca uniżenie. Postawa stojąca z
kolei, to postawa gotowości pójścia w drogę za Jezusem, a przyjmowanie „na rękę”
– świadectwem dojrzałości. Coś podobnego sugeruje Prymas w swoim liście, pisząc,
że tylko osoby dojrzałe mogą przyjmować Komunię na rękę, a wyznacznikiem
dojrzałości jest bierzmowanie. No cóż – można tylko się zapytać czy naprawdę do
hierarchów Kościoła nie dociera prawda o dojrzałości bierzmowanej młodzieży?
Sposób przyjmowania Komunii św. jest nie tylko sprawą zewnętrzną, jest również i
drogą do wychowania i formowania wiernych. Otóż, jeśli w czasach starożytnych,
jak już wspomniałam, wyczucie sacrum było bardzo mocne, obecnie w umysłach
ludzkich nastąpiła wyraźna zmiana. Jeśli kiedyś najważniejszą sprawą dla
człowieka było zbawienie, to teraz stało się życie doczesne. Akcent przeniesiono
z Boga na człowieka i człowiek zaczyna być w swoich oczach „centrum świata”.
Człowiek zaczyna się bratać z Bogiem. Wyrażenia typu „Chrystus jest moim
Przyjacielem”, choć prawidłowe w swej istocie, zaczynają dominować w świadomości
wielu katolików i powoli się zapomina o tym, że Chrystus jest Bogiem. Bogiem
przed Którym przyjdzie stanąć na Sądzie Ostatecznym. Komunia święta na kolanach,
do ust i przy balaskach mogłaby nas od tego uchronić, Komunia na rękę może tylko
pogłębić ten stan. Jeśli mogę wziąć Boga do ręki, to On jakoś przestaje być taki
wielki.
Udzielanie Komunii na rękę kryje w sobie olbrzymie niebezpieczeństwo nie tylko
profanacji Najświętszego Sakramentu, rozsypania Jego najmniejszych cząsteczek
przez wiernych, świętokradztwa i wiele innych, jest zagrożeniem dla samego
człowieka, za którego umarł Bóg na Krzyżu i dla którego został pod postacią
Chleba. Człowiek, gdy zatraci poczucie swojej znikomości i grzeszności przestaje
już potrzebować zbawienia. Chrystus „na rękę” to zachęta dla ubóstwienia
człowieka, który staje się „równy” Bogu, jeśli może się z Nim bratać.
Na końcu listu Prymasa znajduje się znamienne zdanie – do takiego sposobu (na
rękę) może przystępować tylko ten, kto bardzo kocha Pana Jezusa. Bardzo mnie
to niepokoi. Czy to oznacza, że będziemy oceniać miłość wiernych do Chrystusa ze
sposobu przyjmowania Komunii świętej? Może znajdą się tacy, którzy chcąc
udowodnić swoją dojrzałość i miłość będą przyjmować „na rękę”. To takie ludzkie,
pokazać, że się jest „dojrzałym”. Jest to zaprzeczenie słów, które wypowiadamy
przed przyjęciem Komunii: Panie, nie jestem godzien... Inaczej rzecz
biorąc to człowiek postawiony jest w centrum. Nie jest ważny Bóg, tylko jaki
jest człowiek. W tym mieści się argument typu: liczy się postawa wewnętrzna,
to co jest w sercu. Serca owszem nie widać i nie wiadomo jakie jest
nastawienie człowieka, przyjmującego Komunię świętą. Jednak ośmielę się
zaznaczyć, że po postawie można sądzić o szacunku do drugiej osoby. Jeśli
szacunek wymaga od najzwyklejszego sprzedawcy wstać, gdy do jego sklepu wchodzi
klient, tam bardziej nasza postawa zewnętrzna musi wyrażać szacunek do Osoby
Chrystusa. A postawa stojąca połączona z przyjmowaniem Komunii na rękę wyraża
tylko „dojrzałość” i bratanie się z Bogiem. Ale nie szacunek.
Jestem zdecydowanie przeciwna udzielaniu i przyjmowaniu Komunii na rękę. Mogę
podać wiele argumentów przeciw temu sposobowi, ale nie jest to celem tych
rozważań. Chcę tylko wyrazić swój wielki ból po decyzji Prymasa. I wyrazić swoje
współczucie księżom Archidiecezji Warszawskiej (a obawiam się, że wkrótce ten
los spotka i księży w innych diecezjach). Otóż wierni są w lepszej sytuacji niż
księża. Wierni na razie mają wybór i mogą uklęknąć i przyjąć Ciało Pańskie
godnie do ust. Księża jednak muszą być posłuszni swemu biskupowi i niejeden z
nich będzie miał wielki problem w sumieniu. Wielu zdaje sobie dobrze sprawę z
zagrożeń, płynących z „nowego sposobu” przystępowania do Komunii. Wielu z nich
jest zdecydowanie przeciwnych. Co mają oni uczynić? Wiernym pozostawiono
możliwość wyboru ( na razie!). Księżom nie! Zostaje liczyć tylko na wiernych. Na
to, że nikt nie zechce poniżać Pana Jezusa biorąc Go do swoich nawet najlepiej
wymytych rąk. Na to, że nikt nie zaryzykuje, że rozproszy cząstki Najświętszej
Eucharystii po kościele lub rozmaże po swoich ubraniach. Wtedy będziemy
wiedzieli, że jeśli ktoś podchodzi by przyjąć „do ręki” to nie dlatego, że
„bardzo kocha Pana Jezusa”, a wręcz przeciwnie.
I na koniec jeszcze jedno – prawie zapomniano o tym, że istnieje inny sposób
przyjmowania Komunii świętej – sposób duchowy. Już teraz są problemy z
otrzymaniem Najświętszej Eucharystii na kolanach. Wiem to z własnego
doświadczenia. Zdarzały mi się różne rzeczy. Mijał mnie biskup, patrzący na mnie
ze zgrozą, bo ja klęczę, gdy inni obok mnie stoją, próbowano zmusić mnie do
wstania nakazując to głośnym szeptem, nawet pewien neoprezbiter, zdziwiony tym,
że klękam zapytał mnie czy ja również chcę Komunię! Otóż może się tak
zdarzyć, że w niektórych kościołach postępowi proboszczowie zarządzą tylko „na
rękę”. Można i należy wtedy przyjąć Chrystusa na sposób duchowy. Na pewno On
będzie zadowolony, a należy liczyć się bardziej z Nim, niż z proboszczem.
Prymas Polski w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wielu wielokrotnie
wypowiadał się przeciwko Komunii „na rękę”. Co spowodowało zmianę jego stosunku
i doprowadziło do tej smutnej decyzji? To kolejne pytanie, na które nie jest
łatwo znaleźć odpowiedź.
Polska przez ponad tysiąc lat była wierna Chrystusowi i ufam, że dalej będzie
wierna. Polska pod rządami Najlepszej Królowej, Maryi Matki Zbawiciela, winna
zostać wierna swojej tradycji, swoim zwyczajom, swojej tożsamości. Nie ma
żadnych powodów by upodobniała się do krajów zachodnich, gdzie kościoły są puste
i brak powołań. Zostańmy dalej wierni Matce Najświętszej i przystępujmy do
Najświętszego Sakramentu tak jak przystępowali zawsze Polacy. Z szacunkiem, z
miłością, bogobojnie i na kolanach.
Maria K. Kominek OPs
Środa Popielcowa, 2005