FATIMA zbezczeszczona!

W dniach 10-12 października 2003 roku odbył się w Fatimie Międzyreligijny Kongres z udziałem hinduistów, buddystów i muzułmanów. 5 maja 2004 roku w Kaplicy Objawień w Fatimie kapłan hinduista w obecności 60 zgromadzonych  tam swoich braci  w  wierze  złożył na ołtarzu

ofiarę bogini Devi. Warto w tym miejscu zauważyć, że w Fatimie planuje się budowę tzw. „kościoła ekumenicznego”, zwanego także „kościołem pojednania”. Kościół ten ma mieć kształt koła, którego jedna połowa stanowi „kościół ekumeniczny”, druga zaś kościół Trójcy Przenajświętszej. Oba kościoły, które razem są w stanie pomieścić do 9 tysięcy wiernych, mają być szeroko otwarte dla międzyreligijnych spotkań i nabożeństw. To Fatimskie Międzyreligijne Centrum ma być swego rodzaju kontynuacją międzyreligijnych spotkań w Asyżu* (1986, 1993, 2002) i zgodnie z inicjatorami budowy fatimskiej świątyni, ma za zadanie nieść i głosić pokój wszystkim religiom.

Rektorem Fatimskiego Centrum jest ojciec Luciano Guerra SVD, podlegający kardynałowi Jose da Cruz Policarpo. To właśnie za jego wiedzą i przyzwoleniem złożona została w Kaplicy Objawień w Fatimie wspomniana wyżej pogańska ofiara.

Kim jest dla hinduistów bogini Devi? Jest ona dzieckiem, żyjącą boginią. W niej żyje duch bogini Tulaja Bhawani, o której błogosławieństwo wyprasza każdego roku król Nepalu – dla swojej państwowej działalności. Przy tym on sam uważany jest przez hinduistów za inkarnację (wcielenie) boga Vishnu, który przedstawiany jest jako siedzący na wężu i czczony jako ten, który ratuje i zbawia.

Opracowano na podstawie:

Kurier der Christlichen Mitte, wrzesień 2004, Nr 9

____________

* Komentarz red.: W pierwszym spotkaniu ekumenicznym w Asyżu uczestniczyło 150 przywódców religijnych z 12 głównych religii: chrześcijanie, muzułmanie, żydzi, buddyści, hinduiści, zoroastryści, afrykańscy animiści włącznie z czcicielami węży, Sikhowie, kapłani shintoistyczni z Japonii, dziuniści, dwaj Indianie z których jeden był   czarownikiem  plemienia  Crow z Montany

oraz bahaiści. Chrześcijan reprezentowali, poza papieżem: Robert Hunce – abp Canterbury, dr Emilio Castro – sekretarz generalny światowej Rady Kościołów, patriarchowie kościoła prawosławnego z Rosji, Bułgarii i Czechosłowacji, prawosławny grecki patriarcha Konstantynopola. Nie zabrakło także wygnanego z Tybetu „boga-króla” Dalaj Lamy. Ten ostatni pozwolił sobie na coś, co jeszcze tak niedawno byłoby prowokacją i świętokradztwem na zbezczeszczenie Domu Ojca. On i jego ludzie przemienili ołtarz w kościele św. Piotra: na szczycie tabernakulum postawili posążek Buddy, a wokół niego ułożyli zwitki z modlitewnikami i kadzielniczki. Jak donosiło Radio Maryja, podczas kolejnego spotkania w Asyżu w 2002 roku, w pomieszczeniach klasztornych, w których przebywali czcigodni goście – niechrześcijanie, franciszkanie pozdejmowali ze ścian (o zgrozo!) Chrystusowe krzyże – aby „nie urazić uczuć gości”!  Czyż nie jest to zaparciem się Chrystusa przed ludźmi?

Wszyscy zgromadzeni w Asyżu modlili się (tak przynajmniej mówiono) o pokój. Jedno jest przy tym dla mnie pewne, tylko chrześcijanie modlili się do prawdziwego Boga w Trójcy Jedynego. Pozostali uczestnicy spotkania modlili się do swoich bogów i bóstw. Przy czym tajemnicą pozostanie, o co oni się naprawdę modlili. A jeżeli rzeczywiście modlili się o "pokój", to pozostanie także tajemnicą, jakie jest ich wyobrażenie o pokoju. Osobiście jestem pewien, że zdecydowanie różni się ono od naszego chrześcijańskiego wyobrażenia. Już samo prześladowanie chrześcijan w krajach muzułmańskich mówi samo za siebie. Jaki zatem efekt może przynieść modlitwa nie-chrześcijan?

Tylko na marginesie: Jest niezaprzeczalną prawdą, że Bogiem wszystkich ludzi na świecie jest Jeden Bóg w Trójcy Jedyny – nasz Stwórca. Prawdą jest jednak także i to, że nie wszyscy ludzie tego Boga znają, czy uznają i się do Niego w swoich modlitwach zwracają. Stąd w nawiązaniu do wspomnianego wyżej międzyreligijnego spotkania w mieście św. Franciszka nasuwa się pytanie: Co mają ze sobą wspólnego światło i ciemność? Tylko jedno wzajemnie się nie znoszą. Dlatego też w dziesiątą rocznicę pierwszego spotkania w Asyżu zareagowały Niebiosa silnym trzęsieniem ziemi. Bazylika św. Franciszka prawie że legła w gruzach. Nie należy się temu dziwić, gdyż św. Franciszek był heroicznym zaprzeczeniem mega-ekumenizmu (czytaj: fałszywego ekumenizmu**). W żywotach świętych Butlera (Lives of the Saints) mamy scenę, kiedy św. Franciszek płonąc zapałem nawracania Saracenów, udał się przed oblicze soldana (sułtana) i zapytany po co przychodzi, powiedział ryzykując życiem:

„Jestem posłany, nie przez ludzi, lecz przez najwyższego Boga, by wskazać tobie i twojemu ludowi drogę zbawienia, głosząc wam prawdę Ewangelii. Jeśli jednak wahasz się z wyborem między Chrystusem a Mahometem, to każ rozpalić wielki ogień, a ja wejdę w niego wraz z waszymi imamami (kapłanami) abyście mogli zobaczyć, która wiara jest prawdziwa”.

Tak zachował się św. Franciszek. A my, Chrześcijanie? Czy dla NIEBA jesteśmy gotowi poświęcić swoje życie?

„Panie Jezu Chryste, Synu Ojca,

ześlij teraz Ducha Twego na ziemię...” /a także i na mnie, abym się ostał i wytrwał w prawdziwej wierze do końca/

_____________

** Komentarz red.: Jaki jest zatem ten prawdziwy ekumenizm i na czym on polega?

Bez uciekania się do pomocy jakichkolwiek encyklopedii czy leksykonów, bez oglądania się na mądre definicje uczonych i teologów odpowiedź może być – tak sądzę – tylko jedna: na otwarciu przez nas Chrześcijan drzwi naszych serc i świątyń na oścież i zapraszaniu wszystkich do wejścia... wejdźcie, a zobaczycie jak dobry jest nasz Niebieski Ojciec. Przy czym goście – ma się rozumieć – nie mają i nie mogą mieć żadnego prawa do wprowadzania jakichkolwiek zmian w wystroju wnętrz" DOMU GOSPODARZA... innymi słowy: albo przyjmą bezwarunkowo JEGO ofertę (czytaj: zaproszenie na biblijną ucztę) i przywdzieją wymagany strój – por. Mt 22, 7-10, albo ją (do czego także mają prawo) odrzucą.

Czy zatem potrzebny jest pomiędzy stronami jakikolwiek dialog, mający na celu usunięcie podziałów i doprowadzenie do tak bardzo upragnionej i od setek lat  niezrealizowanej Jedności? Według mojej skromnej i pokornej opinii największym i być może jedynym środkiem do przyciągnięcia naszych braci odłączonych (także pogan) do Jedynego Prawdziwego Kościoła RzymskokatolickIego może być i jest jak najszerzej pojęte świadectwo dawane przez tych, którzy w tym Kościele już są, małych i wielkich – świadectwo bycia członkami JEGO Mistycznego Ciała... synami OJCA i dziećmi MATKI, albo mówiąc jeszcze inaczej, nasze PRAWDZIWE żYCIE W BOGU!!! a więc coś, czego dotychczasowy brak doprowadził do istniejącego rozdarcia i co nadal je podtrzymuje. Łzy Maryi, często krwawe, są najlepszym dowodem na to, że Matka Boża z naszego chrześcijańskiego i katolickiego życia zadowolona nie jest. Bo przecież płacze Ona nie tyle nad muzułmanami, buddystami, hinduistami czy ateistami, co nad nami – katolikami. Już sam fakt ignorowania dzisiaj Jej Orędzi ostrzeżeń, napomnień i rad przez nas samych, a w szczególności przez tych, którzy z racji sprawowania wysokich urzędów w Kościele w sposób jednoznaczny, bezwarunkowy i szczególny są zobowiązani słuchać swojej Królowej, może być i jest olbrzymim powodem do cierpienia naszej Niebieskiej Matki.

Reasumując: tylko i wyłącznie nasze nawrócenie może być środkiem do przełamania barier, dzielących innych od nas; tylko i wyłącznie nasze nawrócenie może z pomocą Bożą sprawić, że nastanie JEDNA OWCZARNIA i JEDEN PASTERZ.

Patrz także: Deklaracja Dominus Iesus

.

.

.

.

.

.